Opowieść o Gdakaczu Gdakuli i Gdakuleńce





ROZDZIAŁ PIERWSZY.
Dawno już dawno temu żył w starym, odwiecznym borze poczciwy człeczyna, któremu było na imię — Gdakacz. Gdakacz miał żonę Gdakulę i małą córeczkę — Gdakuleńkę.
Gdakacz, Gdakula i Gdakuleńka mieszkali w ogromnym, opuszczonym zamczysku.
Z zamku tego nicby się wynieść nie dało, bo nic w nim nie było; brak mu było nawet tak niezbędnych rzeczy jak bramy, drzwi i okien.
Zamek był zato doskonale zaopatrzony w świeże powietrze i światło słoneczne.
Dach nad budynkami zapadł się od dawna, a z pogniłych i popróchniałych schodów, pował i podłóg, już i śladu nawet nie pozostało.
Wszystkie kąty zamku porastały bujnem zielskiem i trawą, a w zagłębieniach murów gnieździło się mnóstwo ptaszków.
Nawet takie znakomitości ptasie jak: gawrony, kawki, sępy, jastrzębie, sowy i puhacze, próbowały się w zamku osiedlić.
Gdy jednak zapytały Gdakacza o mieszkanie do wynajęcia, Gdakacz odmówił stanowczo przyjęcia ich za lokatorów pomimo obietnicy, że będą mu płacić wysokie komorne w dziczyźnie i
rybach.
Wtedy rzekła do Gdakacza, żona jego, Gdakula:
— Powiedz mi mój kochany, czemu nie chcesz wynająć mieszkania tym wspaniałym ptakom, które nam taki porządny czynsz chcą
zapłacić? Przecież wiesz, że się u nas nie przelewa i kawałek pieczystego nierazby się nam przydał.
Nie rozumiem, dlaczego nie zgodziłeś się na ich prośbę, skoro pozwalasz mieszkać w zamku całej gromadzie różnych innych ptaków, które nam z pewnością nigdy nie zapłacą za
mieszkanie.
A na to odpowiedział Gdakacz:
— Oj niemądra! niemądra Gdakulo! Czyż już zapomniałaś, kim my jesteśmy? Czyż wypadałoby lu dziom naszego pochodzenia żyć z komornego, płaconego przez bandę drapieżnych rabusiów?
Nie, — gdyby nas Pan Bóg nawet w ostateczną nędzę pogrążył, to raczej umarłbym z głodu, niżbym się zgodził korzystać z ich łupu!
Czyś się nie zastanowiła, Gdakulo, jakaby była ta zwierzyna, którą nam te hultaje obiecują?
Z pewnością cisnęliby do naszej kuchni poszarpane i zakrwawione ciałka naszych maleńkich przyjaciół, którzy śpiewem swoim rozweselają nasze pustkowie.
Powiedz, czy nie ściskałoby się bólem twoje serce, gdybyś miała usmażyć w rondelku, albo upiec na rożnie, słowiczka miłego, zwinną jaskółeczkę, albo szczygiełka z różowem
gardziołkiem? Czyż wolisz je mieć na półmisku, niż widzieć szybujące swobodnie nad zamkiem?
1 chcesz, żeby zamiast ich rozkosznego świergotu, prześladowały nas w dzień i w nocy wrzaski i łopot skrzydeł tych rozbójników? Oj, Gdakulo! Gdakulo niemądra!
Pewnie nie zastanowiłaś się, dlaczego te rabusie tak koniecznie w naszym zamku zamieszkać pragną?
Z pewnością wiedzą już, że zamierzamy prowadzić hodowlę drobiu, która nam wróci nasz utracony majątek. Czyż nasza Gallina nie wysiaduje 30 jaj?
A z jaj tych czyż nie wykłuje się 30 kurczątek? A każde z nich czy nie może znowu znieść po 30 jaj? A gdy te wszystkie się wykłują to będzie 30 razy 30...
słyszysz Gdakulo 900 kur! A ty Gdakulo chciałabyś do zamku wprowadzić jastrzębie i sępy?
Chyba już zupełnie zapomniałaś, że jesteś ostatnią ze szlachetnego rodu hrabiów Kuroszów na Kurowie, żoną zubożałego i zapoznanego księcia Gdakacza na zamku Kurnickim?
Ach, nie poznaję Cię żono moja! Oj nędzo, nędzo, co też ty czynisz z ludzi!
Pod ciężarem twego pustego, a tak ciężkiego do dźwigania worka, najszlachetniejsze nawet serca, zdolne są pogrążyć się w błocie! Tak mówił uniesiony szlachetnem oburzeniem ostatni potomek słynnego rodu książąt Gdakaczów na zamku Kurnickim, do żony swojej Gdakuli z Kuroszów, która stała przed nim z miną
tak wzruszoną i zawstydzoną, jakby zupełnie mówić zapomniała.
Gdakula milczała długo, wkońcu jednak chciała powiedzieć:
— T-ak, to wszystko prawda, ale widzisz drapieżne ptaki mogłyby nam przynieść czasem zajączka młodego — gdy wtem
olbrzymi czarny kogut siedzący na oberwanym gzymsie muru, zapiał tak groźnie i głośno i z taką siłą zaczął bić skrzydłami, że przestraszona Gdakula z Kuroszów zamknęła usta
i — nie powiedziała ani słowa. Gdakula wiedziała, że staremu kogutowi należy się cześć i szacunek, a przerywać mu piania stanowczo nie wypada.
Chciała więc się odwrócić i odejść, ale Gdakacz powiedział jeszcze:
— Gdakulo!
nic więcej nic potrzebuję dodawać, skoro mowę moją zatwierdził rycerski herold, wielki ochmistrz dworu, notaryusz publiczny i nadworny poeta moich przodków — Alektryo.
Pianiem swem protestuje przeciw temu, żeby potomkowie jego, oczekiwane przez nas kurczątka miały być narażone na niebezpieczne sąsiedztwo drapieżców.
Na te słowa Gdakula westchnęła ciężko i zgiąwszy się wpół, znikła w nizkich drzwiach wiodących do kurnika.
Do kurnika?
Tak, bo w kurniku mieszkali Jmć książę Gdakacz na zamku Kurnickim, Imć Gdakula z Kuroszów i Imć panna — Gdakuleńka.
W jednym rogu kurnika, na starej tarczy herbowej narzuconej słomą, wysiadywała kwoka 30 jaj, a nad nią na żelaznej lancy wbitej w ścianę, czuwał nocą jej mąż i pan, czarny kogut
Alektryo. Kurnik był jedyną komnatą mieszkalną w zamku, bo tylko kurnik miał cały dach i ściany.
W dawnych czasach zamek Kurnicki był jedną z najpiękniejszych siedzib całego kraju.
Ale za życia prapradziadka księcia Gdakacza, napadli go wrogowie, zamek zamienili w perzynę, a przekładając drób nad wszelkie inne mięsiwo — wycięli w pień i zjedli wszystkie
najwspanialsze okazy hodowane na dworze książęcym.


1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 32 | 33 | 34 | 35 | 36 | 37 | 38 | 39 | 40 | 41 | 42 | 43 | 44 | 45 | 46 | 47 | 48 | 49 | 50 | 51 | 52 | 53 | 54 | 55 | 56 | 57 | 58 | 59 | 60 | 61 | 62 | 63 | 64 | 65 | 66 | 67 | 68 | 69 | 70 | 71 | 72 | 73 | 74 | 75 | 76 | 77 | 78 | 79 | 80 | 81 | 82 | 83 | 84 | 85 | 86 | 87 | 88 | 89 | 90 | 91 | 92 | 93 | 94 | 95 | 96 | 97 | 98 Nastepna>>

Ciekawe Strony Internetowe

  1. peter.radom.pl

Menu:

Reklama: